
Czytasz w opisie książki: literacki debiut autora „Lejdis” i „Testosteron” i myślisz sobie; „no nie, to nie mogło się udać”. Zaczynasz książkę i po kilkunastu stronach zmieniasz nastawienie na: „no… nie jest tak źle”. A po chwili książka się kończy i myślisz „ale jak, to już koniec?”. Tak właśnie jest z debiutem Saramonowicza – łamie przeświadczenia, z którymi można do „Chłopców” podejść.
Ten starszy: lekarz po rozwodzie, który korzysta z uroków nowo nabytego, wspomnianego statusu rozwodnika. Czyli: nie żałuje sobie ani kochanek, ani alkoholu, przesadzając często i z jednym i z drugim. Jest też ojcem. Dość niezdarnym prawdę mówiąc.
„…Za moich czasów dzieci były dziećmi bardziej niż teraz. Kiedy byłem w wieku Mateusza, interesowała mnie wyłącznie piłka nożna, a jedyne, co wiedziałem o pochwie, to że wkłada się do niej szablę, a nie fiuta. Dziś mój syn ma – tak to sam określa – narzeczoną, co jest kompletnie bez sensu, bo związki jedenastolatków przypominają te, od których każdy facet chce uciec; zero seksu, za to codzienne kłótnie…”
Andrzej Saramonowicz – „Chłopcy”, str. 82
Ten młodszy: ma 11 lat i jest zakochany w nauczycielce. Niby formalnie chodzi z jakąś dziewczyną, ale generalnie jego głównym problemem jest nie ona (choć ona też), a rozwód rodziców. I głupoty, które czasem odwala z kolegami. Jednak największym, fundamentalnym problemem jest dla niego ojciec: właśnie ten, który nie żałuje sobie kochanek, a sam problem polega na tym, że kochanki te są przy okazji mamami jego kolegów i koleżanek z klasy oraz podwórka. Niezły konflikt interesów, prawda?
„…Mam jedenaście lat i swoje już przeżyłem. Nie oczekuję, że rodzice będą kryształowi przez cały rok. Wiem też, że ufać im bezgranicznie to jak wierzyć w zwycięstwo polskiego klubu w Lidze Mistrzów. Ale jest kilka dni w roku – raptem trzy! – kiedy mogliby się bardziej postarać.
Urodziny.
Wigilia.
I Dzień, kurwa, Dziecka.
Wiem, miałem nie przeklinać. Jednak trudno nie przeklinać po tym, co nasi starzy odjebali w tym roku na Dzień Dziecka.
Ale po kolei…”
Andrzej Saramonowicz – „Chłopcy”, str. 163
Oni obaj: słodko-gorzka relacja ojciec-syn, w której jest pełno dąsów, jeszcze więcej (obustronnie) dziecinady i braku dojrzałości. W zasadzie, to chyba właśnie pytanie o to, których z tytułowych chłopców jest bardziej niedojrzały, jest tym pytaniem, które cały czas tkwi gdzieś z tyłu głowy podczas czytania tej powieści. Na pewno jednak jest to zabarwione wieloma, bardzo ironicznymi przemyśleniami, autentycznie zabawnymi komentarzami i złotymi myślami. Czytając „Chłopców” ubawić można się nieraz, choć ma ona też dwa niepotrzebnie przesadzone elementy. Pierwszy to liczba wulgaryzmów, która sprawia wrażenie pisanych na ilość, a nie na jakość. Drugim jest przecinanie książki fragmentami narracyjnymi, pozbawionymi interpunkcji… ot taka sztuka dla sztuki – do fabuły czy formy wnosi to niewiele. To jednak w sumie są drobiazgi (choć nie dla każdego), natomiast sama powieść jest naprawdę dobra.
Powieść: „Chłopcy”
Autor: Andrzej Saramonowicz
Gatunek: obyczaj
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 302
Wydana: 2015
